O nas
Niektórzy mówią, że prowadzenie biznesu powinno być jak dobry serial, w którym nie możesz się doczekać następnego odcinka. Ewa Michalak, reżyserka naszej marki potrafi o to zadbać. Jeśli masz chwilkę, usiądź wygodnie, właśnie przewijamy do początku ;-)
Odcinek pierwszy, w którym do głosu dochodzą biuściaste lobbystki
Wszystko zaczęło się w 2009 roku. Jak wspomina Ewa… będąc najbardziej rozchwytywaną projektantką i konstruktorką damskiej bielizny na polskim rynku przeczytałam wywiad z założycielkami Lobby Biuściastych pod znamiennym tytułem: „Alfabet nie kończy się na D…”. Zaciekawiona weszłam na wspomniane forum i okazało się, że jestem ignorantką! I to jaką! Gdy czytałam posty, w których kobiety o niestandardowych kształtach opisywały swoje zmagania z procesem tak prozaicznym jak zakup stanika, przecierałam oczy ze zdumienia. Zrozumiałam, że ich potrzeby nie kończą się na trzynastu rozmiarach produkowanych przez większość firm bieliźnianych w Polsce. To było dla mnie epokowe odkrycie!
Odcinek drugi, w którym Ewa zostaje zdemaskowana
Wpadłam w to forum po uszy! Czytałam, czytałam i czytałam… W końcu zaczęłam się udzielać – zadawałam pytania, analizowałam problemy, radziłam, początkowo nie zdradzając swojej profesji. Ale dziewczyny się zorientowały. Wtedy powstał pomysł, żeby zorganizować spotkanie i zmierzyć się z bolączkami biuściastych w praktyce (jak donosiły – staniki sprowadzane z Anglii, kolokwialnie zwane „brytyjczykami”, nie do końca były wygodne). Tak narodziła się inicjatywa pod nazwą „Zlot Biuściastych”, na który pojechałam z walizką prototypowych staników w nowych dla mnie rozmiarach i maszyną do szycia, żeby na miejscu dokonywać poprawek.
Odcinek trzeci, w którym triumfuje wygoda
Zaprezentowane modele bardzo się dziewczynom spodobały. Wieści rozeszły się błyskawicznie, pojawiły się inne zloty, przed którymi kobiety wysyłały mi swoje wymiary, a ja przygotowywałam dla nich prototypy zgodnie z ich wymiarami. Jeździłam i… bardzo rzadko trafiałam z dopasowaniem na tę konkretną kobietę, dla której dany stanik miał być dobry. W czym tkwił problem? Zaczęłam to analizować i doszłam do wniosku, że winna jest metoda mierzenia obwodu w biuście. Wtedy wpadłam na pomysł, jak to robić inaczej. Stworzyłam własny patent i to był przełom! Odtąd trafialność rozmiarowa była blisko 100%.
Odcinek czwarty, w którym dochodzi do spotkania na szczycie
W międzyczasie testowałam nowe kroje w swojej pracowni mieszczącej się na 10 piętrze wieżowca, w którym mieszkałam. Przychodziły do mnie kobiety chcące przyczynić się do powstania ich rozmiarów, niedostępnych na polskim rynku. Niejednokrotnie siedziałyśmy do nocy szyjąc, prując, nanosząc poprawki i znów szyjąc. Aż do skutku. Aż dany rozmiar okazywał się perfekcyjny! Mozolnie powstawały kolejne modele. Ja nadal jeździłam z walizką staników na zloty, nadal udzielam się na Lobby Biuściastych aż w końcu dziewczyny zaczęły wywierać na mnie presję, żebym stworzyła normalny sklep, gdzie będzie można normalnie kupować… moje staniki! Mówiły, że to już najwyższa pora…
Odcinek piąty, w którym rodzi się naprawdę fajna marka
Najbardziej niezrozumiały był dla mnie fakt, że nikt z moich ówczesnych kontrahentów – wiodących polskich firm bieliźnianych – nie chciał wtedy w ogóle słuchać o potrzebie poszerzenia dostępnej rozmiarówki. Ja, nawiedzona neofitka, niosłam wszędzie dobrą nowinę, a oni patrzyli na mnie jak na wariatkę! „Bo skoro się sprzedaje to, co jest w ofercie, po co komplikować?” – słyszałam. Tymczasem u mnie kobiety brały czynny udział w tworzeniu modeli wykraczających poza miseczkę „D”, a producentów to zupełnie nie interesowało. I tak oto, w odpowiedzi na naciski i oczekiwania klientek powstała marka „Ewa Michalak“, a staniki tu szyte nosiły miano Effuniaków – od mojego nicka na forum. Niejedna kobieta może powiedzieć, że przyczyniła się do powstania marki i niejako wychowała ją na własnej piersi ;)
Odcinek szósty, w którym powiększa się rodzina Effuniaków
Pierwszymi stanikami były usztywniane plunge – modele z relatywnie niskim mostkiem, w zawrotnej ilości 130 rozmiarów czyli aż 10 razy więcej niż oferowali inni! Rozmiary dopasowane do realnych kształtów ciała, tak, by można się było zmierzyć, wrzucić wymiary w opracowany przez nas kalkulator i cieszyć nowym stanikiem. To było bardzo praktyczne rozwiązanie. Co więcej, robiliśmy sesje zdjęciowe, na których bieliznę prezentowały nasze klientki. Nie kanonowe modelki tylko zwykłe użytkowniczki, ot takie „dziewczyny z sąsiedztwa” – nadal tak jest. Zdjęcia o tyle innowacyjne, że przedstawiały różne typy sylwetek, różne rozmiary i kobiety w różnym wieku. Prawie nie używaliśmy fotoszopa postępując zgodnie z zasadami body positivity, jeszcze zanim spopularyzowała się ta nazwa. Potem klientki zaczęły pisać, że chciałyby jeszcze inne kroje – np. miękkie lub bez ramiączek… Trzeba było zakasać rękawy i zacząć projektować.
Odcinek siódmy, w którym…
Kobiety opowiadały o naszych produktach innym kobietom. Wieści szły w świat, a wokół naszej marki tworzyła się społeczność. Po jakimś czasie zaczęły się zgłaszać klientki o zdecydowanie większych rozmiarach niż mieliśmy w swojej ofercie. Pisały z całego świata i przyjeżdżały na przymiarki, a my szykowaliśmy dla nich kolejne rozmiary… i kolejne… Tak dotarliśmy do niebagatelnej liczby ponad 300 rozmiarów. Okazało się, że to w naszej pracowni powstał największy na świecie użytkowy stanik na fiszbinach! Potem był wywiad dla New York Timesa, a potem… wybuchła pandemia i świat się zamknął. Przetrwaliśmy. Głównie dzięki naszym lojalnym klientkom i wpisanemu w naszą markę optymizmowi. A teraz? Nie planujemy się zatrzymywać, stawiamy na rozwój, idziemy dalej.